Mało brakowało, a doszłoby do procesu. Skończyło się na ugodzie. Zgodnie z nią, firma z Katowic nie ma prawa do używania tej nazwy (dokładnie: pierwszego członu), ponieważ zdaniem wdowy po legendarnym muzyku Johnie Lennonie, to narusza znak towarowy John Lennon oraz dobra osobiste zmarłego artysty. 

Firma z Katowic nadal może produkować napoje, ale bez słowa "John" w nazwie. Logo i nazwa pozostają w rękach katowiczan, choć nie mogą jej wykorzystywać do celów komercyjnych.

Jak w ogóle doszło do konfliktu? W sierpniu 2016 roku Yoko Ono rozpoczęła procedurę zastrzegania znaku towarowego John Lennon w Europie. W Stanach Zjednoczonych zastrzeżony jest, rzecz jasna, już dawno. 

Robert Orszulak i Daniel Hozumbek, właściciele marki John Lemon, zastrzegli swój znak towarowy w Urzędzie Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej wcześniej, bo już w roku 2014 (ochrona ważna jest na całym świecie, z wyjątkiem Hiszpanii). Ale i to nie pomogło małej firmie z Katowic w prawnej batalii z potężną artystką.

Jak mówią właściciele marki w rozmowie z serwisem Onet.pl, etykiety w dotychczasowym kształcie pozostaną w sprzedaży do końca roku. Przekonują, że grafika, a przede wszystkim zawartość butelki się nie zmieni.

– Ktoś nam gwizdnął dwie literki "j" i "h" zostaje "on". Zresztą klienci zamawiali "Lemona", a nie "Johna Lemona". Nie myślimy o tym, jako o wprowadzeniu nowej marki. Nie chcemy zaprzepaścić tych ostatnich pięciu lat. Dalej idziemy swoja wytyczoną drogą – mówi Hozumbek.

Więcej w "Dzienniku Zachodnim".

Szukasz magazynu do wynajęcia. Zobacz ogłoszenia na PropertyStock.pl